Dziś jest czwartek 02 maja 2024 r. Godzina 09:13 Imieniny Longiny, Toli, Zygmunta

Koncert kolęd w kościele.

Koncert kolęd w kościele.

Koncert kolęd w kościele.
Gościem specjalnym „Jeżewskiego Betlejem” był Cezary Morawski .Znany szerokiemu gronu Polaków jako nieżyjący już Krzysztof Zduński w serialu
„M – jak Miłość”

(Kliknij na zdjęcie żeby obejrzeć całą galerię zdjęć)

Kolejny raz, dzięki wyjątkowemu zaangażowaniu i znajomościom tutejszego wikariusza księdza Andrzeja Kubisza miało miejsce „Jeżewskim Betlejem”. Wieczór kolęd i pastorałek w tym roku połączonych z fragmentami poezji i prozy ks. Jana Twardowskiego. Przedstawionej przez dzisiejszego gościa specjalnego Cezarego Morawskiego. W sposób bardzo prosty, przystępny, chciałoby sie powiedzieć, swojski, a jednocześnie skłaniający do refleksji . Czy ktoś kiedyś zastanawiał się choćby nad słowami jednej z najbardziej znanych kolęd „Bóg się rodzi”? Twardowski tak. - Stopniowo odkrywałem, jak bardzo jest niezwykła – czytał Morawski wcielając się w autora. - Ile w niej paradoksów, zdań po ludzku nielogicznych: "moc truchleje", "ogień krzepnie", "blask ciemnieje". Potwierdzają one, że Bóg znajduje się ponad naszą ludzką logiką. I uczą, że nie wszystko w życiu można zrozumieć do końca. A tłumnie zgromadzona Jeżewska publiczność słuchała tych słów z zapartym tchem.
Po raz drugi zgromadzona w kościele publiczność mogła wysłuchać śpiewu, jednego z nielicznych śpiewających na takim poziomie księży, dr hab. Roberta Kaczorowskiego. Zaprezentował  się on w czterech pieśniach kolędowych, jedną nich  zaśpiewał w języku angielskim. Po nim wystąpił uznany w środowisku muzycznym, tenor Piotr Kusiewicz. Wokalista wykonał między innymi  bardzo nastrojową kolędę „Mizerna cicha”. Zaśpiewaną do współczesnego, pobrzmiewającego dzwoneczkami, muzycznego podkładu autorstwa Kayah. Który to Kusiewicz dostał od artystki , podczas  wspólnego kolędowania. Zaraz potem Kusiewicz zaprezentował wyjątkowo skoczną i wesołą aranżację „Dzisiaj w Betlejem”. To również on był inicjatorem zaśpiewanej wspólnie z ks. Robertem, Cezarym Morawskim i Mariusz Klimkiem kolędy na góralską nutę „Hej maluśki”. Ta spontaniczna aranżacja pobrzmiewająca echem górskich hal, publiczności wyjątkowo przypadła do gustu. Widownia obecna w kościele, nagrodziła śpiewaków wyjątkowo długimi oklaskami.
Ostatnim punktem wieczoru, w roli przysłowiowej wisienki na torcie  był występ Mariusza Klimka. Młody bardzo utalentowany wokalista znany  z repertuaru zarówno klasycznego, musicalowego jak i pop-jazzu, a także utworów lekkich, łatwych i przyjemnych własnej kompozycji. Klimek ukończył Wydział Wokalno - Aktorski Akademii Muzycznej w Bydgoszczy. Kiedyś był uczniem prof. zw. Piotra Kusiewicza. Klimek ma na swoim koncie siedem płyt kompaktowych, przy ich nagrywaniu współpracował między innymi ze znanym Piotrem Rubikiem. Latem powstała jego nowa współczesna piosenka zatytułowana „Sekret” do której  w najciekawszych zakątkach Bydgoszczy i okolic został nagrany video clip z wokalistą w roli głównej. Piosenka została utworem lata w tym mieście.
Dzisiejszego wieczoru  artysta zaprezentował się zarówno w tradycyjnych polskich kolędach takich jak „Cicha noc” własnej aranżacji. Zdecydowanie jednak prym wiodły świąteczne utwory jego autorstwa. Jeden z nich „A ty taka” bardzo często w okresie przedświątecznym można było usłyszeć w odbiornikach radiowo – telewizyjnych.  – No muszę powiedzieć, że moją dzisiejszą obecność tu zawdzięczam człowiekowi – aniołowi, Piotrowi Kusiewiczowi. To naprawdę bardzo dobry człowiek, który pomógł wielu ludziom, mnie również – mówi Klimek.   – Już w ubiegłym roku były plany abym przyjechał zaśpiewać dla Państwa. Niestety coś w ostatniej chwili pokrzyżowało je. Uważam, że nie jest ważna wielkość sali czy ilość osób na widowni ale to jak oni odbiorą to co mamy im do przekazania. Dlatego też dziś pomimo przejmującego zimna byłem ubrany tak jak na estradzie. Tak naprawdę ludzie nie chcą oglądać szarości, bo to mają na co dzień. Skoro przychodzą to chcą zobaczyć coś innego. To jest też taki mój szacunek dla osób, które mnie oglądają. Muszę powiedzieć, że z każdym kolejnym taktem piosenki i spontaniczną reakcją publiczności chłód mijał. A ich pozytywne reakcje uświadczyły mnie w przekonaniu, że było warto. Warto również dodać, że Mariusz Klimek 28 maja wystąpi w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. 
Zakończeniem koncertu było wykonanie „Cichej nocy” przez czterech artystów, wspólnie ze zgromadzoną w Jeżewskim kościele publicznością. Ta wyraziła swój podziw i uznanie dla talentu dzisiejszych gości, długą owacją na stojąco. Artyści, w dowód wdzięczności zostali również nagrodzeni symbolicznymi bukietami kwiatów.
 
Między kolejnym podpisywaniem płyt udało się nam porozmawiać z dzisiejszym gościem specjalnym Cezarym Morawskim
 
Szerokiemu gronu Polskiej publiczności jest Pan znany jako niestety, nieżyjący już Krzysiek Zduński w serialu M – jak Miłość. Dlaczego ta postać zniknęła z ekranów telewizorów. To była pana decyzja czy raczej twórców serialu.
C. M. Niestety muszę przyznać, że to twórcy serialu zadecydowali o takiej kolei rzeczy. Poniekąd rozumiem ich decyzję. Ta postać nie miała już nic do przekazania widzom i po prostu stawała się nudna. Owszem jest mi trochę przykro. Nie tyle z powodu zaistniałego zdarzenia, a głównie na pewien sposób utracone kontakty z ludźmi z planu filmowego. Bardzo często zarówno aktorzy jak i pracownicy serialu M – jak Miłość mówią w wywiadach i wypowiedziach, o wyjątkowo rodzinnej i przyjaznej atmosferze panującej na planie. Tak było naprawdę.  Właśnie tej atmosfery, tych rozmów między kolejnymi nagraniami scen, najbardziej mi żal.
 
Czy to znaczy, że po odejściu z M – jak Miłość był pan zmuszony pójść na tak zwane bezrobocie?
C.M. Na szczęście nie. Zagrałem w nowym serialu telewizji Polsat. Film nosi tytuł „Weterynarze” i byłem w nim właścicielem kliniki weterynaryjnej. Poza tym reżyserowałem spektakl „Bożyszcze kobiet” w Teatrze Syrena. Wraz z kilkoma innymi osobami powołałem do życia „Teatr TM”. Zagrałem również w kilkuodcinkowym filmie dokumentalno – historycznym w reżyserii Huberta Krzystka. No i dubbingowałem głosy w animowanych bajkach dla dzieci. A więc trochę tego było.
 
Jak doszło do tego, że dziś w kościele w malutkim Jeżewie zaszczycił nas Pan swoją obecnością.
C.M. A muszę pani powiedzieć, że to pytanie właściwie zawsze zadają mi dziennikarze, kiedy występuję w tych mniejszych miejscowościach. Odpowiedzieć jest przeważnie zawsze taka sama. Od dawna znamy się z Piotrem Kusiewiczem i to z reguły on jest inicjatorem tych wszystkich spotkań. Mało tego, ja naprawdę bardzo lubię takie prawie, że kameralne wystąpienia. Wtedy my artyści jesteśmy bliżej publiczności. Nasz przekaz zapada głębiej w serca słuchaczy. Bardziej możemy zaobserwować  ich reakcję, pojedyncze gesty, miny, wzruszenie. I to jest piękne. Każdy z obecnych tu na widowni ma wrażenie, że my mówimy czy śpiewamy specjalnie dla niego. Nawiasem mówiąc dzisiejsza Jeżewska publiczność była wspaniała. Widziałem tę zadumę na twarzach podczas czytania refleksyjnej poezji ks. Jana Twardowskiego, czy te pełne aprobaty uśmiechy podczas występu Mariusza Klimka. Na dużej sali nie da się dostrzec tych reakcji, dla tego lnie lubię występować w dużych salach.
 
Często występuje Pan w takim charakterze jak na dzisiejszym koncercie?
O ile mi czas pozwala i o ile zostanę zaproszony do wzięcia udziału w takim przedsięwzięciu to bardo chętnie to robię. Tak jak mówiłem z reguły są to spotkania inicjowane przez Kusiewicza. Zaobserwowałem też taką zależność, że wbrew pozorom na tych mniejszych występach publiczność bardziej potrafi docenić nasze starania. Myślę, że w mieście ludzie mają na co dzień różnego rodzaju występy i tak bardzo to już ich nie pasjonuje. W małych miejscowościach ten dostęp do różnych takich imprez czy spotkań kulturalnych jest bądź co bądź ograniczony. Dla tego najczęściej sale, czy tak jak dziś, kościoły wypełnione są po brzegi. Bo przecież każdy z nas od czasu do czasu, mówiąc w przenośni, potrzebuje oderwać się od ziemi. I właśnie temu mają służyć takie koncerty czy wystąpienia.

W 2000 roku został Pan odznaczony Krzyżem Kawelerskim Orderu Odrodzenia  Polski za zasługi w działalności społecznej i charytatywnej na rzecz środowiska artystycznego. A z rąk prezydenta Lecha Wałęsy otrzymał Pan honorowy tytuł „Ambasador Sybiraków” podczas Międzynarodowego Zjazdu Sybiraków. Czy jakieś szczególnie wydarzenia wpłynęły na taką Pan postawę.
(Morawki najpierw się uśmiechnął potem odpowiedział)
Również i to pytanie często pada z ust dziennikarzy i snują domysły kto z mojej bliskiej rodziny był wywieziony na Sybir. Na szczęście nikt, ale owszem pewne wydarzenie zaistniało i myślę, że to ono w pewien sposób przyczyniło się do wyróżnienia mnie. To długa historia ale w roku 74 może 5 jeszcze z kilkoma innymi ludźmi byliśmy w głębokiej Azji. Wracając stamtąd przemycaliśmy listy do Szwecji od kilkorga Polaków. Dla tych ludzi to było bardzo ważne. Myślę, że to zdarzenie jakoś tak wpłynęło na przyznanie mi tytułu „Ambasador Sybiraków”. A czy działam charytatywnie i społecznie? Owszem, myślę, że każdy z nas ma potrzebę dzielenia się sobą. Chociaż muszę przyznać że kiedyś mogłem więcej czasu poświęcić takim formom działania.
 

Data dodania 15 lutego 2019

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.

Zamknij