Dziś jest wtorek 07 maja 2024 r. Godzina 13:23 Imieniny Augusta, Gizeli, Ludomiry

Wyprawa na spływ kajakowy

Wyprawa na spływ kajakowy

Wyprawa na spływ kajakowy

Biblioteka Publiczna w Jeżewie z inicjatywy Klubu Turystów Wodnych „Celuloza” Świecie w minioną sobotę zorganizowała spływ kajakowy. Wyprawa przede wszystkim przeznaczona była dla uczestników wycieczek rowerowych organizowanych w okresie letnim. Liczba miejsc była ograniczona więc lista bardzo szybko zapełniła się chętnymi. Czterdziestoosobowa grupa ochotników w dużej mierze składała się z amatorów. Tworzyły ją dzieci w wieku przedszkolnym ,gimnazjaliści, młodzież, aż po osoby dorosłe i dawno już pełnoletnie. Większość z nich miała okazję pływać gdzieś na jednym z okolicznych jezior. Byli i tacy, co to dziś po raz pierwszy w życiu zasiedli w kajaku. Głównodowodzącym spływu był Marek Kawecki. Oprócz niego i wykwalifikowanego ratownika nad bezpieczeństwem, instruktarzem i sprawną obsługą czuwało jeszcze pięciu członków KTW. Ze względu na łatwy stopień trudności, za szlak wyprawy został wyznaczony odcinek Wdy od Bedlenek, przez Wyrwę i Kozłowo. Meta była w Świeciu przy stanicy klubu. Uczestnicy spływu mieli do pokonania czternaście kilometrów. Rozemocjonowani uczestnicy, zaopatrzeni (na tak zwany wszelki wypadek) w szczelnie zapakowane rzeczy na przebranie, ruszyli na spotkanie z przygodą.  Już od pierwszych chwil zapowiadało się ciekawie i wcale nie tak łatwo. Okazało się wchodzenie do kajaku w taki sposób, żeby przy tym nie zmoczyć nóg, a kajak nie wywrócił się, już może stanowić problem. Wysiłek włożony w wiosłowanie, emocje, do tego święcące słońce i kamizelki ochronne od pierwszych chwil rozgrzały śmiałków. Kiedy większość kajaków wraz z pasażerami była zwodowana przewodnik spływu, doświadczony kajakarz Czesław Grzonkowski rzucił hasło: płyniemy! No i  popłynęły kajaki po Wdzie. Co prawda początkowo trochę nieśmiało i niepewnie, no ale z biegiem nurtu posuwały się na przód. Od czasu do czasu komuś wymknął się ster spod kontroli i wjechał prosto w czcinę. Jednak ogólnie można było uznać, że wszyscy całkiem nieźle sobie radzą. Wraz z każdym przepłyniętym metrem, emocje zaczęły opadać. A świeżo upieczeni kajakarze czuli się coraz pewniej. W tym momencie, jak na złość pojawiła się pierwsza grubsza przeszkoda. Zwalone drzewo tarasowało prawie całe koryto rzeki. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że odcinek jest nie do przepłynięcia. Po chwili zrobił się w tym miejscu wielki korek. Niewprawieni kajakarze zastanawiali się co dalej. Członkowie klubu popatrzyli  z uśmiechem na zbolałe miny uczestników. Udzielili kilku rad no i okazało się, że przeszkodę można opłynąć. Po drodze na wiele jeszcze takich i podobnych przeszkód trafiali kajakarze. Z każdą kolejną nabierali większej wprawy w pokonywaniu ich i sprawnym opływaniu. Czasem wręcz trzeba było lawirować i płynąć slalomem, pomiędzy naturalnie powstałymi utrudnieniami. A to kępa trawy rosła, to znów konar wystawał albo kolejne zwalone drzewo tarasowało drogę. Po dwóch godzinach wiosłowania dało się wyczuć słabszy nurt, koryto rzeki wyraźnie poszerzyło się. Na tafli wody pojawiły się, utrudniające wiosłowanie, liście żółcieni. Za zakrętem kajakarzom ukazał się zachwycający widok wiaduktu kolejowego w Kozłowie. Tuż za mostem został zarządzony odpoczynek. Na lądzie wszyscy                z przyjemnością rozprostowali kości i rozciągali mięśnie                nieprzyzwyczajone do siedzenia w określonej pozycji.  W tym miejscu była  również okazja do zobaczenia nowo postawionego  pomnika meteorytu. Kiedy już wszyscy uzupełnili zapasy energii, posilając się przygotowanymi w domu kanapkami. Ruszyli w dalszą drogę, jednak nie upłynęli za daleko. Zaledwie kilkaset merów dalej, w Kozłowie znajduje się zapora ziemna. W tym miejscu trzeba było wyjść z kajaków i przenieść je na drugą stronę drogi. Są tu specjalnie przygotowane schody, a więc całą operację udało się  przeprowadzić dość szybko i sprawnie. No i kajakarze ruszyli w dalszą drogę. Między kolejnymi, co raz bardziej wprawnymi ruchami wiosłem, podziwiali otaczającą ich przyrodę. Niesamowite wrażenie robiły drzewa mocno pochylone nad taflą Wdy. Wyglądające jakby zaraz miały przewrócić się do wody. Pod kilkoma trzeba było nawet przepłynąć, bo była to jedyna możliwość pokonania przeszkody.  Okazało się też, że kajakarzy w Świeciu przy młynach, czekała  jeszcze jedna przenoska. W tym miejscu przebiega bardzo ruchliwa trasa samochodowa. Przenoszący kajaki musieli bardzo uważać na nadjeżdżające samochody i dosłownie lawirować między nimi. Widok osób chodzących po ulicy z kajakami, wzbudzał wielkie zainteresowanie kierowców. Większość z nich była bardzo pozytywnie zaskoczona. Zatrzymywali swoje pojazdy i przyjaźnie machali rękami. Dzięki temu w miarę szybko udało się przenieść kajaki i ruszyć w dalszą drogę. Im bliżej było Świecia tym poziom wody wzrastał. Na ostatnim odcinku nawet wprawionym kajakarzom trudności sprawiało znalezienie właściwego koryta Wdy. Nurt wody nie był już tak wartki, a w wiosłowanie trzeba było włożyć więcej wysiłku. Większość z uczestników po raz pierwszy na własne oczy zobaczyło przykre obrazki znane z ekranów telewizorów. Na środku wielkiego jeziora nienaturalnie wystające korony drzew i krzewów. To pewnie  w tym miejscu był brzeg rzeki. Kilka metrów dalej można było zauważyć zaledwie kilkucentymetrowe fragmenty bram i płotów wystających ponad taflę wody. Tak wyglądało otoczenie zabudowań przy ulicy Wodnej i Nadbrzeżnej, po kolejnej fali powodziowej przechodzącej przez Polskę. Nagle  okazało się, że kajakowa przygoda zbliża się do końca. Gdzieś między drzewami był wąski przesmyk prowadzący wprost na teren stanicy wodnej klubu. Tu podczas wspólnego pieczenia kiełbasek i picia kawy wszyscy dzielili się wrażeniami z przeżytego właśnie pierwszego spływu kajakowego. Jego uczestnicy, w dowód wdzięczności, obdarowali członków klubu pamiątkowym upominkiem. Na pytanie organizatorów. jak było? Wszyscy jak na komendę, zgodnym chórem odpowiadali, suuuper. A co najbardziej podobało uczestnikom spływu?  - Ta niepewność, emocje. Nigdy tak naprawdę nie było wiadomo co będzie za kolejnym zakolem rzeki. Trzeba było pilnować steru aby nie wpaść na przeszkodę albo nie uderzyć w drugi kajak i to było fajne. Dla wszystkich pierwszy spływ okazał się niesamowitą przygodą, którą na pewno z chęcią powtórzą jeszcze nie raz. A co o pionierach mówili sami kajakarze. – Odnieśliśmy same pozytywne wrażenia. Wszyscy bardzo dobrze sobie radzili. Niech świadczy o tym fakt, że żaden kajak nie zaliczył tak zwanej wywrotki. To było pierwsze wspólne przedsięwzięcie i mamy nadzieję że nie ostatnie – mówili członkowie klubu.
Każdy kto chciałby przeżyć podobną przygodę, niech śledzi stronę internetową Klubu Turystów Wodnych
www.ktw-celuloza.pl Na stronie zawarte są między innymi informacje o organizowanym właśnie spływie i do kogo należy zgłosić chęć wzięcia w nim udziału. Jest tam również relacja z naszej piewszej wspólnej wyprawy i zdjęcia do obejrzenia http://www.ktw-celuloza.pl/gallery2/main.php?g2_itemId=46214

 

Data dodania 15 lutego 2019

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.

Zamknij