Dziś jest niedziela 22 grudnia 2024 r. Godzina 12:55 Imieniny Bożeny, Drogomira, Zenona

WSPOMNIENIA WCIĄŹ ŹYWE.

WSPOMNIENIA WCIĄŹ ŹYWE.

Wspomnienia wciąż żywe.
Kolejny raz na spotkaniu opłatkowym spotkali się członkowie
i podopieczni gminnego Związku Kombatantów RP
i Byłych Więźniów Politycznych.  
Głównym działaczem i założycielem związku był Tadeusz Hernet około roku 1977, wówczas było nas około 240, obecnie jest 50 z tego tylko 21 to weterani, pozostali  to tak zwani podopieczni, którzy przejęli członkostwo po osobie z rodziny najczęściej żona po mężu albo dziecko po ojcu. - Widzę jak nas ubywa z roku na rok i to jest smutne ale postaramy się zrobić jak najwięcej aby pamięć o tych co już odeszli i o ich losach przetrwała jak najdłużej – mówi prezes Związku Marian Staniak.
Uroczystość rozpoczęła się Mszą Świętą w intencji żywych i zmarłych członków Związku, prócz samych zainteresowanych we wspólnej modlitwie uczestniczyli  harcerze z drużyny „Zawisza” działających pod opieką druhen Marii Znanieckiej i Marleny Boruckiej, przy parafii Św. Trójcy w Jeżewie. Harcerze podczas ceremonii mszalnej, prezentowali sztandar Związku Kombatantów, a po jej zakończeniu udali się na pobliski cmentarz, gdzie złożyli hołd przy grobie nieznanego żołnierza, następnie wszyscy przeszli do Domu Kultury na coroczne spotkanie, podczas którego zebrani podzielili się opłatkiem, wysłuchali rocznego sprawozdania z działalności koła, przedstawionego przez prezesa Mariana Staniaka i uczcili minutą ciszy pamięć wszystkich poległych i zmarłych, ksiądz proboszcz tutejszej parafii Franciszek Behrendt wraz ze zgromadzonymi, modlił się w ich intencji.
Po część i oficjalnej harcerze „Zawiszy” zaprezentowali się w krótkim programie artystycznym przygotowanym z okazji niedawno obchodzonego Dnia babci i dziadka, wspólnie z kombatantami i ich podopiecznymi brali udział w zabawach tanecznych do których przygrywał Andrzej Smeja.
Znalazł się też czas na rozmowy i wspomnienia piękne, a jednocześnie niewiarygodne, wzruszające i bolesne za razem. Obecni tu weterani w czasie wojny mieli po kilka lat, niejednokrotnie byli malutkimi dziećmi, najczęściej z tego okresu życia nikt z nas nic nie pamięta, oni pamiętają i mówią, że tego co przeżyli nie da się ani zapomnieć ani opowiedzieć w kilku słowach, to były lata, które najchętniej wymazali by ze swojej pamięci.
 - Byłam wtedy 4 – letnia dziewczynką - zaczyna opowiadać pani Maria Reszkowska - i dodaje - ale wszystko pamiętam jak by to było wczoraj, w 1939r. w Mniszku Niemcy zamordowali mojego ojca, moja matka została sama z ośmioma dziećmi na 13 hektarach ziemi, w czerwcu ’42 roku wywieźli nas wszystkich do obozu przejściowego w Toruniu tam byliśmy rok i cztery miesiące, potem zostaliśmy przewiezieni do obozu koncentracyjnego w Potulicach, tu byliśmy do wyzwolenia.  Oddzielili nas od matki, rodzeństwo powyżej dziesiątego roku życia wzięli do roboty, nas maluchy, pozamykali w tak zwanych Kinderbandach i też musieliśmy pracować np. w sezonie letnim zbieraliśmy jagody w lesie, a potem kazali nam otwierać buzie i sprawdzali czy nie zjedliśmy żadnej. Chodziliśmy też nad staw zbierać rzęsę dla kaczek, wtedy trzeba było wyjść poza teren obozu i musieliśmy mówić taką formułkę : „Enten vuter kolone bitte zu durch gelassen”, co miej więcej znaczyło: prosimy o przepuszczanie idziemy po jedzenie dla kaczek. Tyle lat już minęło, a ja wciąż to pamiętam, na szczęście wszyscy przeżyliśmy ten koszmar i po wyzwoleniu cała nasza rodzina spotkała się ale ślady w pamięci i blizny cielesne pozostaną mi już do końca życia –  nie kryjąc wzruszenia opowiadała pani Maria.
Również pan Marian Staniak prezes związku ma ciekawą historię swojego życia – urodziłem się trzy tygodnie przed wybuchem wojny – wspomina pan Marian – i dodaje – ojca zabrali do niewoli niemieckiej, matkę ze mną i szóstką rodzeństwa w ’42 wywieźli do Torunia, po roku czasu przewozili nas ciężarówkami do Potulic, pamiętam jak byliśmy na nich poupychani, jak jechaliśmy ściśnięci, cały czas mam też przed oczami te obskurne baraki, piętrowe łóżka, wszem ogarniające zimno i głód… niesamowity głód, dostawaliśmy po dwie sznytki suchego chleba i kubek czarnej kawy zbożowej z domieszką wyciągu z żołędzi. Matka robiła w kuchni i czasem udało jej się wynieść surowego kartofla, dzieliła go na małe części tak żeby starczyło dla wszystkich… ten głód niesamowity głód….., to najgorsze uczucie jakiego doznałem, tego nie da się opowiedzieć. Długotrwała choroba na tyfus, po której pozostał mi widoczny ślad na twarzy, nie była tak straszna jaka to uczucie głodu – wspomina pan Marian i kontynuuje. – Dzieci, w sierpniu ’44 zwalniali z obozów, ale musiał odebrać je ktoś z rodziny, a jak nie to wywozili do Oświęcimia, po nas przyjechała ciotka, ojca siostra  i zabrała nas do w Belna do babci, tam też sporo przeżyłem, widziałem jak Niemcy i Rosjanie o gorzelnie się biją i pamiętam tą radość jak matkę zobaczyłem …dwa tygodnie na pieszo z Potulic do nas szła…
Również pan Mieczysław ma co opowiadać - tak w dużym skrócie opowiem  –  mówi jeszcze z werwą w głosie pan Mieczysław - w ’39 roku walczyłem jako ochotnik w obronie Warszawy i zostałem zaciągnięty do Niemieckiego wojska, stamtąd dostałem się do niewoli Amerykańskiej i przewieźli nas do Anglii, tam udało mi się dostać z powrotem do polskiego wojska, zaciągnąłem się na ORP Garland i służyłem na nim 3 lata, do domu wróciłem w ’46, jak ja bym miał opowiedzieć wszystko, co przeżyłem, co widziałem w tym czasie to by nam dnia nie starczyło...
Takich opowiadań i wspomnień jest wiele więcej, każdy z obecnych tu kombatantów i każdy kto przeżył wojnę ma taką swoją niepowtarzalną historię.

Data dodania 15 lutego 2019

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.

Zamknij